niedziela, 10 lutego 2008

Do pracy rodacy

Mężu pojechal sobie w siną dal, do stolycy, walczyć na różnych frontach (między innymi doszlimy do wniosku, że konieczna jest reanimacja kaczuchy jednak i zobaczymy, czy nasz blaszak zechce wspólpracować. Ostatnio szantażowalam nasze autko metodą, że jak nie zapali, to go zostawimy tam, gdzie stoimy i będzie tak stal, aż zardzewieje. Zapalil od razu). Pojechal zatem a mnie zostawil na wlosciach i przy tlumaczeniu. (Kurcze, czuję się jak jaka aktorka z kresów z tylnojęzykowym l, bo mi ta literka co trzeba nie chce wchodzić, why?)
Już ponad sto stron zapoznaję się ze skomplikowanym życiem kobiet w trzynastym wieku i tym, jak to się wszyscy nakombinowali, żeby zdobyć majątek.Najbardziej mi żal takiego króla Anglii, Henryka III, co to co wyprawa to kompletna klapa...Bidny chlopina, szkoda tylko, że król.
I tak to. Nie bywam, bo dziennie muszę wyrobić normę 8 stron książkowych (nawet mi się nie chce liczyć ile to tlumaczeniowych) bo inaczej czeka mnie poród przed laptopem...Tak się składa, że termin skończenia pracy mam ponad dwa tygodnie po terminie porodu. I co będzie silniejsze, mały decybel, czymoja wola pracy? odpowiedź jest prosta. Książka się na pewno nie będzie darła tak głosno, jak nasz synek.
Czesc pracy (s też nie wchodzi, a na ł już znalazłam sposób)

1 komentarz:

kura z biura pisze...

Wchodzisz na blog przez explorera? Mnie wtedy też nie działa "ś" i "ł", a jak wchodzę przez Mozillę, to nie ma problemu.
Kod: ahzyci. Ach, życie...