środa, 28 stycznia 2009

Matka głowy państwa

W ramach pocieszania mnie (Nikt mnie nie chce, jestem bez pracy, bu, i takie tam) szanowny małżonek stwierdził: -A może zostaniesz matką prezydenta? Od jutra uczymy go mówić "veto".

poniedziałek, 19 stycznia 2009

Średnio na jeża

Ogólnie jest właśnie tak. Niby zapluszczone wszystko resztkami śniegu (który, jak zwykle zaczął się rozpuszczać wraz z początkiem ferii) ale jak się człowiek odpowiednio nastroi i dobrze zaciągnie, to czuć w powietrzu może nie tyle jeszcze wiosnę, co jakieś nieśmiałe pozimie już..Niby kryzys-sryzys (wybaczcie, ale u mnie to już jest stały związek frazeologiczny), a jednak na pieluchy dla Małego wystarcza. Niby kiepawo, ale jak tak dobrze poszukać, to jednak jakieś pozytywy się znajdą... Można się powoli kolebać w stronę cieplejszej pory roku.
Mnie to chyba jednak najbardziej optymistycznie nastrajają spotkania - nie ma to jak się wyrwać z domu, poczuć, że jednak istnieje jakieś życie poza domem, pogadać w miłym towarzystwie (nie ma to jak kadzić własnym znajomym), zjeść trochę bitej śmietany (jak zwykle z resztą i tak za mało...).
Ostatnio opowiadała mi moja kochana mama, jak byliśmy w Warszawie..albo od początku. Mamy pięć kur, jest zima i ogólnie krucho z żarciem, zatem lisy tupecieją. Mama te kury jak własne dzieci niemalże hoduje, czule do nich przemawia, z ręki je karmi..cud miód. No i mówi mi, że któregoś dnia z przerażeniem odkrywa, że dwóch nie ma, a tu noc..."-Chodzę tak" - opowiada - "i mówię sobie. Panie Boże ja rozumiem, jedna, ale dwie?! Dlaczego aż dwie?" No i rano jedna się znalazła... Wychodzi na to, że podstawą w życiu jest jednak konkretne precyzowanie pragnień. No to ja chcę, żeby już była wiosna, żebym znalazła wreszcie jakieś zajęcie, a Ian Rankin napisał kolejny kryminał. O.
P.S. Dzięki za komentarze:) Ale takie wymięte, wyszarpnięte z gardeł, to liczą się jednak połowicznie...

wtorek, 13 stycznia 2009

Update

Najświeższe wydarzenia z poligonu: Morświn uczy się chodzić dzielnie i ostatnio próbował wesprzeć się krzesłem, które zareagowało w sposób nieco gwałtowny. Skutkiem tego nasz syn ma pierwszej klasy limo na łuku brwiowym. Obrażenia niewielkie, a za to ile było uspokajania...Od pojutrza znowu będziemy na tournee gościnnym w Warszawie, zapraszamy do rezerwowania miejsc...Ilość ograniczona (kryzys, wiadomo). Ja niemrawo zabieram się do szukania jakiegoś zajęcia, ale wbrew pozorom bardzo mi zależy, także gdybyście, ekhm...Chociaż czy tego bloga czyta ktokolwiek jeszcze prócz Kasikaz....Nie wiadomo...
Radosne wydarzenie: odnalezienie w zapomnianym plecaku mocno zaległej książki z biblioteki, o którą się wczoraj kłóciłam z Panią, że na pewno jej nie mam na koncie. W sumie słusznie, bo wskutek pomyłki komputera zapisało mi poezje Lowella, zamiast smakowitego kryminału. Zabrzmiałam bardzo stanowczo, gdy mówiłam: "Poezje? - Ja? Niemożliwe!" Pani się na mnie spojrzała z politowaniem, a mnie chodziło tylko o to, że w ogóle poezję to ja tak, ale jak już mam chwilowo teraz czas, żeby czytać to wolę jednak coś prostszego w postaci na przykład właśnie kryminału, albo nieskomplikowanej fabuły. A tak wyszłam na ostatniego chama i do tego jeszcze kłamliwego, bo teraz trzeba będzie pójść, oddać książkę i wszystko odszczekać...

piątek, 9 stycznia 2009

Kurzy spisek

Podczas, gdy mojej żonie łatwo się wydaje (bez wnikania w to, co się jej wydaje), ja od czasu do czasu chodzę z Hakeru na spaceru. I tu zaintrygowała mnie jedna sprawa. Ostatnio w godzinach wieczornych, o które o tej porze roku nietrudno, ponieważ światło gaszą już po 15:00, zauważyłem, że w obórce się świeci. Tzn. w oknie jest jasno. Jako, że w obórce, jak sama nazwa wskazuje, mieszkają kury, pomyślałem sobie "ot, nudzą sie przy mrozie, bo muszą siedzieć w środku, żeby im kupry nie poodpadały i pewnie czytają książki". Ale potem mnie coś tknęło. Obora przecie zamknięta na głucho i nie sposób sprawdzić, co one tam robią przy świetle. Jak by się nie paliło, to by było jasne, że śpią. A tak jasne nie jest, pomimo, że się pali. Podejrzewam więc, że pracują nad spiskiem. Nie wiem jeszcze jakim ale możliwości są dwie - albo chcą zapolować na Hakeru (W rewanżu) albo... no właśnie, strach pomyśleć... na pewno chcą przejąć władzę nad światem! A jak się nie uda, to przynajmniej nad podwórkiem... I wtedy spokojnie zapolują na Hakeru.

czwartek, 8 stycznia 2009

Nela

Jeżeli nie macie pomysłu na co przeznaczyć 1% swojego podatku polecam Nelę. Nie wiem dlaczego, ale jej historia jakoś mnie poruszyła, mimo, że nie znam nikogo z jej bliskich. Kiedy o niej czytam myślę sobie jak wielkie mamy szczęście, że nasz synek jest zdrowy. Ta dziewczynka potrzebuje pomocy, żeby zacząć mówić i funkcjonować jak każde dziecko.
Zatem jeżeli możecie - pomóżcie!


banner dla Neli

sałata lodowa

Nie, tym razem nie będzie o zimie, chociaż z tytułu wieje chłodem. Napis na "metce" sałaty lodowej: KRAJ POCHOSZENIA: HISZPANIA. Aż się chce dodać buenosz diasz...

środa, 7 stycznia 2009

Pustki

Śmiesznie chodzi sie po świecie w taki ziąb, na ulicach puchy, ludziw wywiało. W sklepach tez przyjemny luzik (w związku z czym lepiej się wydaje). nawet nie zmarzłam jakoś strasznie, a same korzyści: udało mi się wyjść z domu na chwilę i mam nowego ząbka. Prawie jak mój własny. Mam nadzieję, że teraz uzebienie da sobie spokój na jakiś czas z wszelkimi ekscesami.
Ogólnie ogarnął mnie leń powodowany pewnie prastarym instynktem oszczędzania energii przy tak niskich temperaturach a tymczasem moim noworocznym ostanowieniem jest znalezienie wreszczie jakiejś pracy. ( w sumie to nie jest tak źle, zastanawiałam się nad przystąpieniem do jednego programu dla niepracujących matek i stwoerdziłam, że pewnie mnie tam wyśmieją, jak się okaże, że bezrobotna jestem dopiero od września, no ale...). Zatem jedno z drugim koliduje. I bądź tu mądry..Ech, nie warto podejmowac noworocznych postanowień...

niedziela, 4 stycznia 2009

wieści syberyjskie

Niby nie jest tak zimno. temperatura ledwie kilka na minusie, ale jak się posłucha tego wiatru w kominiei popatrzy na ten śnieg za oknem to od razu nie chce mi się robić obiadu, tudzież wykazywać żadną podobnie szaloną aktywnością, ciągnie mnie pod kocyk i tyle. Czemu nie sprzyja synek, chwilowo bez kataru i apetytu, ale za to niezmordowany jeśli chodzi o zabawę. Przeglądam internet i wygląda na to, że największą atrakcją sa sylwestrowe pośladki Dody (już widzę jak mi skacze licznik odwiedzin z internetu dzięki tym dwum słowom). W sumie co racja to racja, przy takim chłodzie podobne ekscesy świadczą o wielkiej determinacji, albo harcie ducha...Szacun jak nic:)
Kończę czytać Biegunów Tokarczuk, com ich dostała pod choinkę, ale w sumie, jak na mój gust, trochę tam za dużo o sekcjach, patomorfologii, tkankach miękkich i innych tego typu atrakcjach. W sumie to wszystko strawnie opowiedziane, miejscami ciekawe i czytelne, ale jednak trochę za bardzo jak dla mnie... No i brak mi ciągłości w tej książce. Tokarczuk pomyślała ją jako serię wypisów z podróży, która jest motywem przewodnim (i to pewnie nie tylko ta dosłowna, w przestrzeni, ale tez ta umowna, fizycznie w głąb ciała i jego tajemnic), z tym, że niektóre z nich sa fragmentami historii. Niekiedy dość interesujących, ale nie mają zakończenia albo poznajemy tylko ich urwany fragment, co dla mnie jako czytelnika jest dość frustrujące. Chociaż z drugiej strony nie jest chyba źle, poniewaz książkę już prawie przeczytałam i nie pozostaję wobec niej do końca obojętna, co jest już chyba jakimś sukcesem autorki (nie licząc oczywiście skromniej nagrody NIke, którą za nią dostała).
Jak ktoś chce, przyjmuję zapisy na pozyczenie, żeby się na własne oczy przekonać czy słusznie ją wyróżniono. Idę zrobić herbaty. Aha, i trzymajcie kciuki. Małżonek postanowił przeinstalować swój komputer i drugą godzinę sie przygotowuje. Się będzie działo....

czwartek, 1 stycznia 2009

W Nowym Roku

Nowy Rok...przespałam. Tak, niestety. Wszystko przez to, że nasza latorośl poddała się jakimś wstretnym zarazkom i wszystko było na nie. A polegiwanie z mamusią ostatecznie się nadawało. No i tak polegiwaliśmy aż mnie obudziły fajerwerki o północy i mąż, który postanowił sprawdzić, czy śpimy.
Przy okazji przypominałam sobie przed zaśnięciem te wszystkie Sylwestry, które spędzałam na jakichś imprezach. Czasem człowiek poddaje się temu swoistemu terrorowi spędzania tego jednego wieczoru w jakiś wyjątkowy sposób i ma to różne - mniej lub bardziej - zabawne następstwa. Chociaż spędzanie go w domu z chorym dzieckiem to nie jest coś, co moge polecić.Krótko, ale mam nadzieję, że to taka rozgrzewka tylko.
Oby ten Nowy Rok był nieco spokojniejszy. Dosyć mam już trochę fajerwerków i marzy mi się ta niesamowicie pociagająca spokojna codzienność. I żeby jeszcze czasem udało się przeczytac jakąś książkę nieco szybciej niż w ciągu miesiaca...