środa, 28 listopada 2007

o literce "U"

Zdaję sobie sprawę, że mój ukochanty małżonek jest pod nieustającym wrażeniem wypowiedzi pana Ziobry o Donaldu Tusku i jakoś mu ta wypowiedź rzutuje na jego wypowiedzi, jednakże, jak ogarnę wzrokiem horyzont kulturalny w najbliższej okolicy, to jakoś mi tak wychodzi, że niedobrze jest naduzżywać. Nawet pan Turnau Grzegorz darował sobie nadużywanie "u" po jednym "po cichu, po wielkiemu cichu". Zatem ja bym powatpiewała co do tego, czy ta tendencja jest prawidłowa i pożądana.
A poza tym panuje zima u nas, nie wiem jak u Was, wszędzie dookoła puchowy śniegutren, mąż poszedł upolować mleko i niestety poniósł sromotną klęskę..ogólnie bubex. Kobieta w stanie zbrzuchacenia potrzebuje mleka jak świeżego powietrza. Z mleka się przecież budują kości i zęby potomka, a ja musze od czegoś kurnia tyć!
Co powiedziawszy kończę pospiesznie, co by mi się ten blog nie zmienił w pieluszkowca, przed czym mnie przestrzegała jedna dobrze mi znana sztuka.
P.S. Wczoraj dostałam w książkowej i opublikowanej formie tekst, co to go tłumaczyłam pod koniec zeszłego roku obficie polewając łzami. Włożyłam w niego trochę czasu i gdy już trzymałam me niejako dziecię w rekach kwicząc z radości nad sukcesem wydawniczym odkryłam, że na ostatniej stronie okładki panowie drukarze walnęli byka wielkości Mount Everestu. Co skutecznie uzmysławia mi skalę mego geniuszu translatorskiego. Jaki geniusz taki skład książki...

Nocny napad kanapku z herbatu

Może i nic nie widać, ale za to nic nie słychać!

Wszem i wobec udostępniamy materiał, przy którym taśmy pani Beger to pikuś prawdziwy.

sobota, 24 listopada 2007

Hakeru ma dziewczynu?

Od pewnego czasu Hakeru w godzinach wieczornych przesiaduje w pobliży samochodu. Zjawisko to nieco mnie zaciekawiło, a nawet zafrasowało, ponieważ miejsce, przynajmniej dla człowieka, niespecjalne jest, niezbyt ciekawe i mało malownicze. Niemniej, gdy wychodzi się wieczorem z domu Hakeru przybiega zawsze stamtąd. Początkowo sądziłem, że może znalazł sobie dobry punkt obserwacyjny na drogę, siedzi, obserwuje lub obszczekuje przechodniów (może nawet ich zjada). Ale nic z tego. Wczoraj zagadka chyba się wyjaśniła. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że po drugiej stronie płotu niby przypadkiem przesiaduje w podobny sposób pies (czy też raczej psica) sąsiadów? Oj mogą być z tego małe czarne... No chyba, że Hakeru jest gejem... W każdym razie miejsce przesiadywania oznacze chyba na mapie "punktem G".

piątek, 23 listopada 2007

Z ostatniej chwili

Lekarzu pojezdził przyrządami po brzuchu Żonu i diagnoza jest jednoznaczna. Kropek Obecny Brzuchem jest Kropkiem (a nie Kropczynką). I wygląda mniej więcej tak:

Osoby dramatu

Jak Państwo zapewne zauważyli tego blogu pilnuje Hakeru, vel. Mordo ty Moja. Bardzo nam się swojego czasu spodobało wprowadzenie przez władze nowej odmiany imion. Spodobało się na tyle, że stosujemy tęże odmianę także do innych wyrazów, mając nadzieję, że z czasem przyjmie się w okolicy i być może stanie się zalążkiem nowego regionalizmu. Hakeru jest więc w gruncie rzeczy psem politycznym. Jest także owczarkiem o-mało-co niemieckim. O-mało-co, ponieważ psia jego mać dopadnięta została w swoim czasie przez bliżej niezidentyfikowanego czarnego czworonoga (hmm, może to Zorru był?). Stąd maść i godna postawa. Osoby poszukujące mocnych wrażeń informujemy, że Hakeru przyjmuje cały dzień, a zwłaszcza porą wieczorową, kiedy to go nie bardzo widać (tę porę zapewnie lubi najbardziej). Hakeru żywi się nie tylko naszymi gośćmi, ale także kurami, które zjada razem z piórami ( jak mu się da kurę to nawet pióra nie zostają, a ponieważ nie możemy piór tych znaleźć, to sądzimy, że znajdują się wewnątrz Hakeru, co wydaje się dość humanitarne, bo nie tęsknią do reszty kury, która przecież znajduje się obok). Oprócz Hakeru jest jeszcze tutaj Żonu i Mężu (czy li ja) oraz Kropek Obecny Brzuchem. Dobranoc.

czwartek, 22 listopada 2007

ta dam

W związku ze wszechogarniającą epidemią zblogowacenia i faktem, że człowiek bez bloga jest jakby mniej postanowiliśmy zaistnieć w sieci podwójnie. Nie jest to pierwsza próba przebicia się w wirtualnym środowisku naszych subtelnych przemysleń, głębokich refleksi i ostrego jak brzytwa poczucia humoru, ale tym razem są chęci...
Postanawiamy prezentować tu co lepsze kąski z naszej codziennej egzystencji, a kąsków tych bywa całkiem sporo.
I tak na przyklad małżonek mój odmawia podstępnie jedzenia kaszanki, co to ją sobie niemal spod serca wyrywam, a później na moich oczach obrazoburczo objada się nabiałem. Kontestator jeden! I jeszcze siedzi mi za plecami uprawiając chiński i nternet i wytyka literówki. Purysta.
Czy ten blog się nie stanie miejscem do wylewania małżęńskich żółci?:)