środa, 19 marca 2008

Wicie

W brzuchu cisza, to znaczy kopanie nieustanne, ale Święta planujemy jak na razie spędzić w domu. Niestety czuję, że powoli dopada mnie syndrom wicia gniazda. Dotąd zdawało mi się, że mnie ominie, ale napada mnie taki pucuś, że Bartek jest pewnie już na skraju załamania nerwowego. Dziś na ten przykład strzeliło mi do tej pustej łepetyny, że skoro już sprzątam wszystkie szafki, to czemu by nie przeczyścić rur w zlewie. Jak pomyślałam tak i zrobiłam, po pięciu minutach wszystko było rozkręcone, własnoręcznie, to pewnie i tak lepiej mi poszło niż przeciętniej kobiecie, tylko ze skręceniem było gorzej....Oj myślałam, że mąż mnie udusi, bo musiał to zrobić za mnie, a ja solennie przyobiecać, że do porodu trzymam się z dala od rozkręcania na części drobne czegokolwiek bez jego zgody. (Za kaczuchę się jeszcze nie zabrałam, ale wyobraźcie sobie co by to było, gdyby mi się zachciało przesmarować silnik...). Ogólnie straszny stan, a mężu się śmieje, że spuścić mnie na chwilę z oka....
Oprócz tego zamiast godnie wypoczywać, to ostatnie dni i tak upłynęły nam pod znakiem jeżdżenia po różnej maści urzędach, całe szczęście tylko, że, chyba za sprawą hormonów, mam na tyle stabilne samopoczucie, że mnie cholera nie bierze tak łatwo jak kiedyś i ogólnie znoszę spokojnie większość królewskich nawyków naszych kochanych urzędników. Ostatnio musieliśmy państwa w sądzie w Opolu Lubelskim uświadamiać, że są czynni do osiemnastej, a nie piętnastej...A poza tym nic jednak nie wpływa tak pozytywnie na jakość obsługi jak moja zwalistość. Koleżanki w szkole mnie uświadomiły, że ciężarnej się nie odmawia, bo wtedy odmawiającemu coś zjedzą myszy. To ja poproszę podwójną bitą śmietanę, ale już!

1 komentarz:

Unknown pisze...

Ech, co i rusz wpadam zobaczyć czy nowe małe Małeckie juz w drodze do albo i ze szpitala... Trzymam za Was mocno kciuki, ściskam i czekam - dawajcie znać.
Kranasowa (matka córek dwóch...)