sobota, 31 maja 2008

straszna historia z optymistycznym zakończeniem

Nie wiem jak to możliwie, ale to, co nam się wczoraj przydarzyło nawet w filmie fabularnym zostałoby potraktowane przez widzów, jako nieudolne naciąganie rzeczywistosci przez scenarzystów. Otóż od przedwczoraj nasz synek dysponuje leżaczkiem pomyslanym tak, żeby mógł sobie podziwiać rzeczywistosc w dowolnie wybranym miejscu. Zatem posadziłam go na srodku kuchni i zaglądnelam sobie do internetu. Siedzę tak sobie i nagle słyszę potworny huk. Odwracam się i widzę, że w leżaczku Michała leży żyrandol...
Dwa lata wisiał skubaniec pod sufitem i nie dawał żadnych sygnałów ostrzegawczych i urwał się akurat wtedy, gdy centralnie pod nim znajdowało się dziecko. Straszna to była chwila, ale wyobraźcie sobie, że Michałowi nic się nie stało. Jak go zaiweżlismy do lekarza, bo po takim czyms nie bylismy do końca pewni, czy jest cały, a jemu nic. Ba, Żyrandol też nietknięty, nawet żarówka się nie stłukła...
I abstrahując, chociaż nie do końca może, bo żyrandol był pewnie chiński. tekst mojej tesciowej o baseniku dmuchanym, który kupilismy ostatnio małemu w ramach wanienki turystycznej. "To tak smierdzi, że musi być chińskie..."
A na zakończenie bonus w postaci najswieższej fotki Michała w rzeczonym leżaczku.

2 komentarze:

gienek pisze...

O ja... Naprawdę scena jak z filmu... Uważam, że niezłego ma Anioła Stróża Michałek! Wykonał swoje zadanie najlepiej jak potrafił, i dokonał wręcz niemożliwego.
Złośliwość rzeczy martwych jak to niektórzy nazywają. A ja myślę, że była w tym jakaś Opatrzność. Bo nikomu i niczemu nic się nie stało. A mogłoby być zupełnie inaczej - co na ten przykład żyrandol mógł spaść któremuś z Was na głowę, roztrzaskać się, pokaleczyć nogi itp...

Gosia pisze...

Gienku, a odezwałbyś się jakoś prywatnie, bo dawno nie gadaliśmy. I dzięki za życzenia na dzień Matki. Od synka, nie wiem czy pisałam, dostałam tylko kupę (ale za to jaką....)