poniedziałek, 26 maja 2008

Update

Czas leci...Nie było tu nikogo parę dni, w ciągu których niemało się wydarzyło i za jednym wpisem nie da się tego nadrobić. Mam zatem nadzieję, że mąż też się poczuje w obowiązku i trochę uzupełni.
Z rzeczy ciekawszych do opowiedzenia jest nasza zeszło weekendowa wyprawa do Nałęczowa na ten przykład.
Pogoda zapowiadała się tak sobie, ale ponieważ już tydzień wcześniej wystraszyły nas chmury postanowiliśmy, że tym razem się nie damy. Zapakowaliśmy małego do samochodu (a jest trochę tego pakowania, bo trzeba zabrać wszystkie klamoty, a szczególnie zestaw pupny na wypadek kataklizmu fizjologicznego) i wyruszyliśmy kręta szosą wśród lasów i pól. Zza chmur chwilami idyllicznie przyświecało słońce mamiąc nas nadzieją na lepszą aurę, zatem jechaliśmy szczęśliwy a Michał błogo drzemał. Jak to zwykle w takich okolicznościach bywa, gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że na podobny pomysł spędzenia czasu wolnego wpadło pół Lublina i jedna czwarta Warszawy, tak, że z parkowaniem nie było łatwo, o nie, ale śmy się uparli. Znaleźliśmy zatem miejsce i dalejże do parku zdrojowego. A niebo szarzało....
Wiedzeni chęcią wykorzystania do maksimum okoliczności przyrody przetruchtaliśmy przez park, w oddali słysząc grzmoty i nieco zgłodnieliśmy. Zatem powolutku zaczęliśmy podążać w stronę sympatycznej i dość smacznie karmiącej restauracji Przepióreczka. Niestety w środku odbywały się dwie komunie, więc postanowiliśmy zasiąść po parasolami gdy nagle niebo się urwało. W sumie, to jakby spacer po parku zajął nam dwie minuty więcej,to nadawalibyśmy się tylko do wyżęcia. Ulewy takiej to ja dawno nie widziałam, a na domiar złego kelner poinformował nas przemile, ze kartę owszem, poda, ale na jedzenie trzeba czekać co najmniej czterdzieści minut. Zatem, chcąc nie chcąc, wykorzystaliśmy moment, gdy przyroda nabierała tchu przed następnym atakiem i szybciutko zmyliśmy się do domu. Dosłownie nawet.
Na pamiątkę tych przemiło spędzonych chwil pozostało mi między innymi zdjęcie wiewiórki, zrobione przez mojego męża, które stanowi bardzo udanego podsumowanie tego całego popołudnia.
A zdjęcia Michała wkrótce,obiecuję.

1 komentarz:

gienek pisze...

No ja cię kręcę, zazdroszczę Wam, na pewno nie ulewy stulecia, ale przyjemnego spaceru w parku nałęczowskim... Fajnie tam jest jak tak sobie powspominam... ahhh ehhh i ohhh