sobota, 13 września 2008

kura

Skurzałam.....Od pierwszego września jestem oficjalnie przy mężu, który to status uwiera mnie trochę jak niewycięta metka w nowym ubraniu. Mam nadzieję, że chwilowo, zatem gdybyście słyszeli o pracy dla anglistki...Mam nadzieję, że to się chociaż pozytywnie przełoży na braki w czytelnictwie, bo z rozpędu 2 września zapisałam się znów do biblioteki brytyjskiej i zaczęłam czytać.
Nie wiem tylko jak to się dzieje, że niby siedzę w domu, a są takie dni, że miękkość krzesła udaje się mi sprawdzić dopiero w porze obiadowej. Ale to chyba zadziwienie każdej domożony.
I tak to, jesiennie z predylekcją w stronę zimy. Trzeba szykować piec, buro, szaro, przyszłość zagadkowa...Może powinnam zacząć pisać jakiś kryminał...

3 komentarze:

kura z biura pisze...

Może podyskutujemy o skurzeniu i w czym się ono objawia?

gienek pisze...

Lipcowe popołudnie. Lublin. Siedziałem sobie na murku zapatrzony w zlany słońcem Zamek. Nie mogłem zebrać myśli. Wciąż widziałem ją leżącą na chodniku. Nic nie zrobiłem żeby jej pomóc. Stałem tylko jak osłupiały i patrzyłem jak oprawcy zadawali jej cios za ciosem. Dlatego, że nie chciała oddać im swojej torebki. Jedna łza, druga łza... Rozpłakałem się jak mały chłopiec. Bo czułem się jak mały chłopiec, który nigdy nie potrafił się sam obronić przed kolegami. Teraz też stchórzyłem. Otarłem łzy, wstałem i powłócząc nogami ruszyłem w kierunku stancji. Mijający mnie ludzi patrzyli tak, jak gdyby wiedzieli wszystko na mój temat. Chyba to najwyższy czas aby zmienić coś w swoim życiu!

Gosia pisze...

Droga kuro, w moim przypadku skurzenie polega mniej więcej na tym, że hajlajtem dnia staje się wjazd obiadu na stół, a szczyt suspensu to czy będzie mężowi smakowało, czy też nie.
Na szczęście od ostatecznego skurzenia jeszcze trochę mnie dzieli, ale padła pierwsza bariera ochronna, w postaci codziennego wyjścia do pracy (chociaż ona padła już jakiś czas temu, bo w styczniu...)
Swoją drogą nie wiem dlaczego, ale wczoraj usłyszałam gratulacje z powodu codziennego bezkonfliktowego wytrzymywania z mężem w domu dwadzieścia cztery godziny na dobę. Od mojej bratowej...Czy ona wie o Bartku coś, czego ja nie wiem? A może o małżeństwie w ogóle, hmmm
Gienku, a może Ty też powinieneś pisać bloga?:) Ja też bym mogła zostać Twoim idolem wtedy...