wtorek, 17 listopada 2009

dziś wtorek

Powinnam zatem siedzieć gdzieś w kafejce i prowadzić ożywione życie towarzyskie. Jest tak po części zaledwie, ponieważ chwilowo zajmuję się zabawianiem mojej prywatnej hodowli bakterii. Świetnie razem spędzamy czas w towarzystwie szarmanckiego antybiotyku, ale chyba nie przekształcę tej części w element Nowej Inicjatywy Towarzyskiej (NIT).
Przynajmniej dostałam zwolnienie do końca tygodnia, chociaż nie do końca to dobrze, bo wczesniej byłam zakupiłam bilet drogą elektroniczną na kurs Contbusa do Wawy w piatek. W zasadzie mogłabym pojechać już jutro, by dołączyć do stęsknionego syna i nie mniej stęsknionego małżonka, ale, uwaga, uwaga, system elektronicznego zakupu biletów Contbus nie umożliwia zmiany terminu rezerwacji, tudzież zwrotu biletu, nawet po potrąceniu kosztów manipulacyjnych, dajmy na to. Ale nie - możesz złamać nogę, zachorować albo też ulec innym przypadkom losowym, a Contbus i tak ma Cię głęboko w rurze wydechowej jednego ze swoich busów....GRRRR....
Dobre strony są takie, że nadgonię przez ten czas zaległe prace domowe: mycie lodówki, pranie ścierek, gotowanie fasolki do zamrożenia na gorsze czasy i takie tam. No i mogę też czytać. Skończyłam właśnie w szybkim dwudniowym rzucie "Penelopiadę" Margaret Atwood i w zasadzie polecam wszystkim, a szczególnie kobietom, które mają ochotę na inne spojrzenie na męską mitologię. Kto by pomyślał, że taki Odyseusz miał krótkie nogi, a niby taki bohater.
Zrobiłam sobie listę lektur i zakupów do Edynburga (nowa Ruth Rendell, tra la la...) i już się rozglądam co by tu jeszcze, macie jakies propozycje?

Brak komentarzy: