środa, 9 stycznia 2008

W sprawie telefonu

Nie mogę osobiście nie skomentować tak bolesnej dla mnie sprawy... Winą za śmierć mojego telefonu obarczam nie tyle Hakeru, który się pewnie ucieszył szczerze z nowej zabawki pozostawionej mu przez Państwa, ile czyścik do komórki, szatański w swej niewinności wynalazek, który połyskiwał malowniczo, gdy aparat dzwonił. No a my dzwonilismy usiłując zlokalizować zgubę. Już sobie wyobrażam jak to uroczo wyglądało w oczach naszego pieska, nie dość, że piszczy, to jeszcze tak przyjemniutko mruga...Heh...
Tymczasem dostałam starutki aparat mojej siostry i nawet mi z nim dobrze, chociaż, gdy dziś liczyłam coś na nim w szkole jedno z dzieci się wyrwało: "- O, ma Pani taką samą komórkę, jak moja babcia!" No nie powiem, poczułam się jakoś taka z tyłu...
A poza tym nasz syn rośnie, kopie i nie daje spać. Bartek złośliwie sugeruje, że tę ruchawość ma po mnie, a ja przecież taka spokojna jestem...Chyba nikt nie zaprzeczy. Niezłe licho będzie z tego Michałka...

1 komentarz:

Brittabella pisze...

Oj, mój zwierz tez kiedyś podobnie zżuł mi telefon. Zaczęła od antenki, nieśmiało, a potem to już poszłoooo! Pozdrawiam!