środa, 8 października 2008

ogląda się

Idzie jesień i człowiek jakoś tak naturalnie ma ciągoty do zalegania przed ekranem. No to wczoraj postanowiliśmy zalec z Bartkiem i zacząć odrabiać zaległości filmowe, których w tak zwanym międzyczasie trochę się nazbierało. Na pierwszy ogień poszła komedia z serii dziennikowej "Zimne dranie", która spodobała mi się z powodu opisu i Johna Cusacka na okładce. Po trzecim trupie zaczęliśmy się zastanawiać dlaczego ten przesmutny film został wydany w serii "Komedie najlepsze pod słońcem" bo my obydwoje zaczęliśmy łapać doła oglądając perypetie prawnika, któremu nic się w życiu nie układa, a świąteczny wieczór jest okazją do rozrachunku z przeszłością i niewesołych odkryć. Po kolejnej krwawej scenie resztę obejrzeliśmy na podglądzie i się nam odechciało proszę Was takiej komedii. Dobrze, że nie wydali tego w serii poranków dla najmłodszych...
Przełączyliśmy się zatem na film Eastwooda "Za wszelką cenę", którego dotąd się nam nie udawało obejrzeć no i poszliśmy spać po północy, bo Eastwood jednak trzyma klasę, chociaż finał taki trochę pod Oskara, ale sam film niezły.
jesień w ogóle zapowiada się filmowo, bo za chwilę WFF i, mimo Michała, wymkniemy się jak co roku na kilka filmów. Bardzo lubię ten klimat (chociaż po zamknięciu Relaxu impreza przeniosła się do Złotych Tarasów), kolejki po darmową kawę i oczekiwanie na to, czy film okaże się coś wart, czy też będzie kompletnym knotem. W zeszłym roku na przykład obejrzeliśmy o jakiejś nieludzkiej porze rewelacyjny, ale ponad dwugodzinny film, o tym jak kręcono pierwszy film fabularny w Rumunii, na sali było zaledwie kilkanaście osób, a wyszliśmy zachwyceni. W tym roku sporo sobie obiecujemy po duńskim chyba tytule "Król ping ponga"...
W ogóle jest ciekawie bo na ekrany w listopadzie wchodzi też film z moim ulubionym Philipem Seymourem Hoffmanem i nie mniej ulubioną Laurą Linney, który się nazywa Rodzina Savage i juz teraz polecam, a potem pewnie niedługo z tymże samym aktorem w ogóle coś niesamowitego, bo kolejny film ze scenariuszem Charliego Kaufmanna (tego od 'Być jak John Malkovich', "Adaptacji' i 'Eternal Sunshine of the Spotless Mind'), który się nazywa 'Synecdoche New York. Zapowiada się ciekawie, no a jest jeszcze najnowszy film Cohenów z Pittem w roli bezmózgiego mięśniaka. Kurcze, trzeba będzie zacząć zbierać na bilety...
Rozpisałam się, ale apetyt mi się zrobił na oglądanie czegoś, bo od czasu narodzin Michała byliśmy w kinie pierwszy raz dopiero dwa tygodnie temu.
Jak macie coś, co warto obejrzeć to podrzucajcie pomysły, z resztą na książki też, bo ja mam ostatnio tak, że zaczynam coś czytać i z powodu zmanierowania autora nie jestem w stanie dokończyć. Nie wiem, czy to wina moja, czy piszących (pewnie moja), z tego powodu nie bardzo wiem na co polować na Allegro. A Kasia nie chciała mi pożyczyć Stuhra...

1 komentarz:

gienek pisze...

Zazdroszczę... też bym sobie tak wrócił do kinowania co jakiś czas... Co na ten czas wypijam sobie pifko i załączam w szerokoekranowym TV sprzed 20-stu lat bardzo bogaty wybór programów telewizyjnych (najniższy pakiet ale chociaż Polsat jest :) )
A po za tym mam też inny substytut filmów - Franuś. Zajęcie na 24h ;)