środa, 6 sierpnia 2008

Reminescencje, podła roślina i faraonki

Wczorajszy wieczór jako żywo przypomniał mi te odległe czasy, gdy wieczorami włączał się szósty stopień zasilania i godzinami siedzieliśmy w romantycznym świetle świec. Powiało i nagle gdzieniegdzie w domu zabrakło prądu. Po podłodze pociągnęły się zatem długaśne przedłużacze, jak kroplówki ratujące cenną zawartość lodówek, a nam przyszło brać prysznic w świetle świecy.
Swoją drogą dziwne to były czasy, gdy ni stąd ni z owąd i nie wiadomo na jak długo gasły światła i można było tylko cierpliwie czekać. Teraz to od razu ludzie dzwonią z pytaniami co się stało i kiedy będzie, poradzić sobie nie mogą bez żarówki, a kiedyś ze stoickim spokojem mama wyciągała z szafki lampę naftową a na ploty przychodził sąsiad.
Tyle o reminescencjach, a dalsza część tytułu związana jest z dwulicowym gruboszem, który pysznił się na naszym kuchennym parapecie, zżyłam się z nim, bo bezlitośnie przeze mnie podcinany wytrzymał już chyba z dziesięć lat, ale wczoraj przelała się czara goryczy, a raczej woda w jego podstawce i okazało się, że to właśnie jego doniczka jest siedzibą faraonek, które biegają nam po kuchni. Potop spowodował ich masową ewakuację a ta znowuż ekstradycję rośliny poza obręb mieszkania. Stoi sobie teraz w komórce, a ja się zastanawiam co z nim zrobić. Niech najpierw odpokutuje za zdradę...

2 komentarze:

gienek pisze...

Chciałem napisać coś oryginalnego, ale jakoś tak po przeczytaniu tego posta po prostu stwierdziłem, ze moje wypociny się będą miały nijak do słów płynących z klawiatury Gosi. Jestem Twoim idolem! :)
Chodzi mi po głowie tekst piosenki Piekłohydrowstąpienie. Chyba jestem jakimś maniakiem. Czasem sobie podśpiewuję, najlepiej mi to wychodzi w drodze do pracy. Tylko ludzie mnie mijający się tak dziwnie patrzą. A niech się pośmieją, może im to na zdrowie wyjdzie.

Gosia pisze...

Byle by ich brzuchy nie rozbolały:).